czwartek, 3 listopada 2011

L'amour au piano: Prolog

Gdy nie mamy przyjaciół, ani znajomych, brak nam rodziny, w której znaleźlibyśmy wsparcie, wydaje nam się, że to już koniec. Jeśli jesteśmy słabi – owszem. Lecz człowiek nie jest słabą istotą, którą bez walki się podda. Można człowieka zabić, lecz i to nie jest równoznaczne z pokonaniem jego. Pokonać możemy samego siebie. Pokonać swoje słabości, wady. Człowiek. Istota, w której osadzony jest boski pierwiastek – dusza. Jest to pierwszy z powodów dla których powinniśmy kochać samego siebie i szanować. Jednak nie zawsze potrafimy, nie zdając sobie z tego sprawy, że nie krzywdzimy tylko ciała, ale i duszy, tego serduszka, które tak naprawdę jest istotą człowieka. Człowiek. Stworzenie powstałe na wzór i podobieństwo Boga. A jednak ma tyle niedoskonałości, słabości, wad, ułomności. Popada w grzechy. Jednak potrafi powstać, gdy upadnie. Gdy chwyci rękę Miłosiernego Ojca, który zawsze czeka, uśmiechając się do nas. Nie zawsze potrafimy skorzystać z tej miłości. Niestety.

Gdy nie mamy przyjaciół pragniemy tylko jednego – aby w końcu ich znaleźć. Jednak co będzie, gdy nasze życzenie się spełni? Będziemy potrafili odnaleźć się w nowej sytuacji? Z samotnika przeobrazić się w towarzyską osóbkę? Jest to trudne, ale – jak to mówi Greed (Chciwość) – nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli pragniemy czegoś z całego serca, jeśli mamy wiarę choćby wielkości ziarna gorczycy… moglibyśmy góry przenosić. Nie ma nic niemożliwego.

Młoda szatynka, na oko szesnastoletnia dziewczyna, świeżo upieczona uczennica liceum, stała z plecakiem Pikachu przed ogromnym budynkiem.

- Moja nowa szkoła… - szepnęła do siebie, uśmiechając się słabo.

Wzięła głęboki oddech i, z milionem myśli kłębiących się w jej małej, rozczochranej głowie, weszła do hallu swojej Alma Mater. W oczy rzuciła jej się grupka ludzi siedzących na długich, drewnianych ławkach. Była w tym miejscu parę razy, bynajmniej nie na tak zwanych drzwiach otwartych, gdzie większość uczniów jej przyszłej klasy już się poznała, jednak nigdy nie czuła takiego dreszczyku co dzisiaj. Była podekscytowana, radosna, a jednocześnie trochę przygnębiona i przestraszona. Będzie tęsknić za gimnazjum, jednak czas zamknąć pewien rozdział w swoim życiu, aby zacząć kolejny, który może się okazać o wiele ciekawszy. A może i przyjemniejszy. Ludzie siedzący i głośno gawędzący o minionym roku szkolny, zapowiadającym kolejne przygody na nowy semestr, wydali jej się sympatyczni. Miała nadzieję, że właśnie takich ludzi spotka w liceum – nieprzeciętnych, inteligentnych, ciekawych, z barwną osobowością, indywidualistów. Nie konformistycznych smarkaczy, jacy byli w gimnazjum. Miała nadzieję, że nie natknie się już na takich ludzi.

Spojrzała na zegar w telefonie.

- 9.50. – powiedziała podekscytowana – Trzeba się zbierać na rozpoczęcie roku.

Trochę niepewnym, ale i wesołym krokiem ruszyła w kierunku auli, gdzie miała rozpocząć się uroczystość za niecałe dziesięć minut. Przy drzwiach prowadzących do auli spotkała swojego znajomego. Oczywiście nie przywitali się. Ona się wstydziła, on – a któż to wie? Zajęła miejsce, które było wyznaczone dla jej klasy.

- 1C. – westchnęła i uśmiechnęła się do siebie. Po chwili dosiadła się do niej dziewczyna, którą spotkała dzisiejszego ranka w kościele – Witaj. – przywitała się uprzejmie.

- Hej. Ale dobrze, nie spóźniłam się.

- Mhm.

Pierwsza rozmowa z nową koleżanką, jak na Alex i tak wypadła nieźle. Dziewczyna jest z gatunku ludzi nieśmiałych, choć i ona czasami ma tak zwane odpały, kiedy nie ma żadnych zahamowani, żadne granice, które mogłyby jej czegoś zabronić, nie są przez nią zauważane. Może to i dobrze? Każdy czasami powinien poczuć się swobodnie i robić to, co mu się żywnie podoba.

Po półgodzinnym przemówieniu pani dyrektor oraz krótkiej refleksji Samorządu Uczniowskiego na temat minionego roku szkolnego, uczniowie rozchodzili się do klas.

Sala matematyczna numer 115. Od dzisiaj będzie to pomieszczenie, w którym klasa politechniczna będzie spędzała najwięcej czasu. Będzie to czas miło spędzony, a może niekoniecznie – tego uczniowie dowiedzą się z czasem.

W pomieszczeniu panowała głucha cisza. Połowa klasy znała się z innych szkół, jednak milczała. Druga będąca wszystkim obca zawtórowała podobną ciszą.

- Witam nową klasę politechniczną w naszej Alma Mater. Mam nadzieję, że każdy znalazł się tutaj z własnego, świadomego wyboru. Każdy ma świadomość, iż liceum nie jest już szkołą podobną do gimnazjum. Panują tutaj zasady, które będziemy przestrzegać, aby móc wspólnie ze sobą współpracować i żyć w zgodzie. Każdy czyn ze strony uczniów zostanie odpowiednio „nagrodzony”. Już w liceum, jako młodzi dorośli, będziecie tak traktowani. Równoznacznie zobowiązuje was to do zachowania się w odpowiedni sposób. A ja nazywam się Christine Gozde i z dniem dzisiejszym będę waszym wychowawcom oraz nauczycielem matematyki.

Nauczycielka zaczęła swój monolog dość nudnie, dalsza część jej wypowiedzi nie była lepsza. Jednak młoda Alexandra słuchałam wytrwale, niekiedy ziewając. Obok niej siedziała koleżanka, która wyglądała podobnie do niej – jej strój był trochę chłopięcy, a na pewno nie dziewczęcy. Nie zdążyła jednak zamienić z dziewczyną zdania. Kiedy znalazła już w sobie tą odwagę, by wykrztusić coś z siebie, przyszedł czas na opuszczenie klasy, co speszyło szatynkę. Westchnęła i myśląc nad tym, jak jutro zaczepić przyszłą znajomą, udała się na dworzec autobusowy, gdzie już po paru minutach zjawił się jej upragniony autobus, który zabrał ją do domu.

Po drodze zastanawiała się nad tym, czy jednak znajdzie sobie w nowej klasie znajomych. Nigdy nie miała żadnego przyjaciela, ani przyjaciółki. A czy jeśli już znajdzie sobie taką osobę, czy podoła temu wyzwaniu pielęgnowania przyjaźni? Bała się tego. Jednak co gdybać skoro nie zamieniła z nikim ani słowa? Głupia nieśmiałość – pomyślała.

Po wyjściu z auli, po jakże ciekawym – wszyscy kochają ironię – przemówieniu pani dyrektor, zauważyła swojego kolegę – a może powinna powiedzieć: znajomego? Chłopak był w towarzystwie dwóch innych. Razem śmiali się i rozmawiali. Czy coś jest ze mną nie tak? Każdy już w tym teoretycznie pierwszym dniu szkoły znalazł sobie kogoś z kim przyjemnie mu się rozmawia. Dlaczego tylko ja zostaję sama?

Ten dzień minął jej wyjątkowo szybko. Był pełen wrażeń i podekscytowania, emocji. Przed zaśnięciem odmówiła modlitwę, dziękując Bogu za tak wspaniały dzień. Nie wiedziała, że to dopiero początek wspaniałej przygody.

piątek, 28 października 2011

Post #1

Witam Ciebie, mój kochany Blogu. Już n-ty z kolei... Mam nadzieję, że chociaż Ciebie będę uaktualniać. Sama nie wiem, co z Tobą zrobić, kochany. Po pierwsze, trzeba Ci nadać imię. Wiesz, czy nie, zresztą to nieważne, ale wszystko, co kocham jest jakoś nazwane. Sama nie wiem, co z Tobą zrobić. Może... nie, to nie pasuje. A gdybym nazwała Cię imieniem mojego przyszłego pierworodnego syna? *cisza* Niech zatem będzie, Edwardzie. Masz przepiękne imię. W końcu dziecko Kanashii no Renkinjutsushi (Sad Alchemist, Smutny Alchemik). Oh, a skąd ten przydomek "Kanashii", tak? Otóż, kiedyś gdy jeszcze nie znałam anime, ani wspaniałego świata Amestris, które tak bardzo kocham, bez którego teraz nie wyobrażam sobie życia, byłam bardzo smutną osobą. Spowodowane to było samotnością. Co prawda lubię samotność, jednak... Jak to pięknie w 102. odcinku powiedział Mistrz Makarov - "Są na tym świecie ludzie, którzy lubią samotność. Ale nie ma ani jednego, który tą samotność mógłby znieść." I tak też było w moim przypadku. Jednak kiedy zaczęłam oglądać anime, czytać mangi... przełamałam się! Otworzyłam na ludzi, byłam już na dwóch konwentach na których dobrze się bawiłam. Jednak nick pozostał, bo bardzo mi się podoba i przypomina mi o tym, że po burzy zawsze pokazuje się słońce w towarzystwie jakże przepięknej tęczy. Tak, wiem, że przynudzam, Edwardzie, ale pozwól mi trochę o sobie opowiedzieć. Będę zajmowała się Tobą przez długi czas, mi też się coś należy. Kontynuując, kochany. Jeszcze nie wiem, o czym będziemy tu pisać, jednak chciałabym, abyś zmotywował mnie do napisania opowiadania. Wiem, że jeszcze tego nie potrafię. Dlatego też będę ćwiczyć i próbować, bo pewnego dnia napiszę coś, z czego będziemy obydwoje dumni i nie będziesz wstydził się tego pokazać. Początkowo myślałam, żeby pisać opowiadania yaoi, jednak zrezygnowałam z tego pomysłu. Mogłabym pisać. Miałam kilka lekcji u Dam-chan. Podszkoliła mnie trochę w opisywaniu scen, ekhem, miłości, Skarbie. Jednak nie potrafię stworzyć bohatera, który byłby choć trochę męski. Niestety, wszystkie moje postacie płci męskiej są zniewieściałe. Mam jedno opowiadanie już napisane. Dość krótkie, ale jest. Czytałam je jeszcze wczoraj. Seme, który powinien być męski, jest jak "ciepła klucha", niestanowczy, nadopiekuńczy, natomiast uke to mała beksa, która kocha siostrę seme. Historia o prostej fabule i dość nierealna, jest tam wiele sprzeczności. Może napiszę opowiadanie o miłości pewnej nastolatki, która zawsze była sama, a kiedy dostała się do liceum, spotkała tam przyjaciół oraz tego wyjątkowego chłopaka, o którym marzyła od dzieciństwa...? Sama nie wiem. Nie jestem pewna, czy pisanie opowiadania, które będzie trochę jak mój pamiętnik, bo - nie uwierzycie - zdarzyło się parę sytuacji, które mogłabym powiedzieć, że prawo do wystąpienia mają tylko w książkach lub filmach. A jednak i nasze życie może być ciekawe. Pożyjemy, zobaczymy. Przepraszam, Ed. Zaraz kończę. Pamiętaj, że jeszcze w najbliższym czasie dodamy tutaj kolejny wpis. Nie wiem, co będzie zawierał. Czy to będzie prolog/pierwszy rozdział/wiersz-którego-nie-potrafię-napisać/zdjęcia-które-nie-są-idealne/moja piosenka, a może i nawet tak zwana "kartka z pamiętnika"? Nie potrafię Ci tego teraz powiedzieć, ale czekaj na mnie. Nie zostawię Cię. Nie pozwolę Ci być samotnym tak, jak kiedyś ja byłam. Bo jeżeli nawet chciałbyś być samotny, nie pozwolę Ci na to. Samotność boli. Możesz nie zdawać sobie z tego sprawy, ale naprawdę nie można być całe życie sam. Dlatego nie zostawię Cię, a Ty nie opuszczaj mnie. Dobrej nocy, Edward. //A może zrobię z Ciebie blog z reklamą "mojego" jedzenia...?//Wspomniana Dam-chan to Damessa z bloga "opetane-serce"// Bywaj, Edwardzie. (: